09/09/2025
Przygotowania do ceremonii powitania dziecka. Biegam w jedną i w drugą stronę z pudłami, stolikami, atrybutami rytualnymi. W trakcie rozstawiania krzeseł w krąg, całością interesuje się rozbawiona grupka przechodząca obok. „A co tu się będzie działo? Spotkanie anonimowych alkoholików?”, „Cześć, jestem … i nie piję od 10 godzin” – sypią się heheszki. Odpowiedź (której oczekują tylko częściowo) jest okazją do kolejnych wesołych rozważań, co właściwie znaczy powitanie dziecka w szerszej społeczności krewnych i przyjaciół. „Jak to szerszej? W międzygwiezdnej?”.
Rozochocona ekipa oddala się, śmieszki cichną, a na miejscu zaczynają powoli gromadzić się uczestnicy i uczestniczki ceremonii. W tle muzyka z czasu przyjścia małej R. na świat. Pierwsze wzruszenia i łzy. Zapalane od ognia centralnego świeczki (czerpiemy z tego światła, którym jest obecność R. w świecie) i dosypywane do misy płatki róż z intencją dzielenia się tym, co mamy dla dziewczynki. Piękne, poruszające słowa rodziców skierowane do córeczki – dzielenie się miłością i wdzięcznością za to, że pojawiła się w ich życiu. Więcej wzruszeń, krążą chusteczki, a do wąskiego rodzinnego grona dołączają opiekunowie – rodzice honorowi. Połączone, odciskane w miękkiej glince ich dłonie oraz maleńkie rączki i stópki dziewczynki, która spogląda na wszystkich poważnie niczym królowa. Okrążanie zebranych w geście włączenia i delikatne obsypywanie dziecięcej główki zebranymi wcześniej płatkami róż. Ktoś sypie delikatnie – po jednym lub dwa płatki położone na główce, ktoś inny sprawia, że na dziewczynkę spływa kwietny deszcz. W czasie sypania wyraźnie wyczuwalny entuzjazm dzieci i uważna delikatność seniorów. Wszechobecne poczucie rodzinnych i przyjacielskich więzi, które tu się uwidaczniają, ale sięgają przecież znacznie dalej i szerzej poza przestrzeń rytuału. Dzielenie się z małą piękną istotą tym, co się ma najlepszego. Życzenia spisywane na różnobarwnych karteczkach, które staną się za chwilę motylami frunącymi do plecionej szkatułki i przechowującymi w sobie ten dar słowa, dar dobrych myśli, dar wielu serc zjednoczonych tu i teraz dla jednego małego, dziecięcego serduszka.
Wchodząc w rytuał, decydujemy się na świadome zawieszenie Wielkiego Cynika w nas, na odstawienie na bok przekonania, że z zewnątrz, spoza kręgu coś może wyglądać „dziwnie” czy „śmiesznie”. Odsłaniamy się z tym, co w nas miękkie i kruche. Zapraszamy w tę przestrzeń swoją wrażliwość i świat wartości. Decydujemy się na gesty, które dla kogoś innego mogą być „tylko” sypanymi płatkami róż czy składanymi motylami, ale dla nas niosą ze sobą konkretną historię, obrazy, wspomnienia.
W pewnym stopniu rozumiem rozbawioną grupę, która mijała mnie przed ceremonią. Maski pomagają zachować pozorną neutralność, zapobiegają odkryciu się z tym, co może być dla nas ważne czy wartościowe. Utrzymują nas na zdobytych wcześniej szańcach społecznej pozycji, pomagają uchodzić za luzaków, za osoby nieulegające emocjom czy niedające wiary „zabobonom”. To, co nas wewnętrznie poszerza kryje się jednak poza maską – w czułych stronach duszy, w zbiorowej nieświadomości, w sieci połączeń rozciągających się między nami a światem. Rytuał daje nam szansę, by sięgnąć poza to, co powierzchowne. Tylko od nas zależy jednak, czy zechcemy się na to otworzyć.